Sao Paolo: Nie taka fawela straszna, jak ją piszą

Po 12 godzinach lotu z Madrytu finalnie wylądowaliśmy w blisko 12 milionowym Sao Paolo, największym brazylijskim mieście. Pierwszym naszym zadaniem było dotarcie na najdłuższą ulicę w mieście (Paulista) skąd odebrała nas Beatriz – dziewczyna, która w ramach couchsurfingu zaproponowała nam swoją pomoc i nocleg w Sao Paolo. Zastanawialiśmy się trochę nad jej propozycją gdyż, jak zaznaczyła na swoim profilu, mieszka na faweli, dzielnicy biedy na przedmieściach miasta. Z uwagi na łatwą komunikację mailową oraz dobre opinie osób, które odwiedziły ją wcześniej ostatecznie odpowiedzieliśmy na jej zaproszenie. Był to bardzo dobry wybór. Beatriz okazała się bardzo sympatyczną 18-latką, mieszkającą z mamą, 2 psami: Apollo i Billy i kotem Fly. Bardzo pomogła nam w odkrywaniu miasta oraz w komunikacji z Brazylijczykami – mało kto rozmawia tutaj po angielsku, co stanowi istotny problem dla osób, które potrafią powiedzieć jedynie „obrigada” (dziękuję) po portugalsku.

Pierwszego dnia w Sao Paolo postanowiliśmy zobaczyć Ibrapuera Park. Pełni werwy i ochoty w 34 C upale wyruszyliśmy zgodnie z wskazówkami naszej brazylijskiej koleżanki. Jedziemy, jedziemy i jedziemy – końca nie widać. Do celu dzieliły nas 2 autobusy, z czego pierwszym jechaliśmy blisko 2 godziny, podczas których każdy z nas zdążył się zdrzemnąć. W końcu po 43 (!) przystankach mogliśmy wysiąść z pierwszego autobusu ale zanim cokolwiek zjedliśmy zaczęło robić się ciemno (około godziny 18) dlatego postanowiliśmy wrócić do domu gdyż i tak w nocy niczego byśmy nie zobaczyli… Sao Paolo to komunikacyjny koszmar z milionami autobusów, z przystankami zaznaczonymi jedynie betonowymi słupami bez numerów autobusów o rozkładach zapominając. Dlatego jeśli nie wiesz jak jechać, czym jechać i nie rozmawiasz po portugalsku – odradzamy samodzielniej wyprawy.

Dobra koniec narzekania – teraz trochę o kuchni, którą na razie zaczynamy poznawać. Pierwsze na ruszt (dosłownie) poszło carne del sol – solone mięso z rusztu podawane z sadzonym jajkiem, ryżem, fasolą i warzywami. Dużym zaskoczeniem był ryż podawany z fasolą co daje całkiem niezłe połączenie.

Kolejnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i udało nam się dotrzeć do Ibrapuera Park – największego parku w Sao Paolo gdzie można odetchnąć od zatłoczonych ulic. Największą zaletą parku były budowle projektu Oscara Niemeyera – brazylijskiego architekta który współtworzył modernistyczną Brasilie – stolicę Brazylii. Bryły Auditorio i Oca zrobiły na nas szczególne wrażenie. Spędziliśmy w parku całkiem miłe, sobotnie popołudnie z Beatriz, posłuchaliśmy trochę muzyki i na koniec pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Edificio Copan – kolejny projekt Niemeyera. Mimo zmierzchu zobaczyliśmy wspaniały kształt budynku układającego się w falę z warstwami kolejnych 38 poziomów. Świetną sprawą w Sao Paolo jest wyróżnienie sygnalizacji świetlnej w pobliżu ciekawych miejsc w mieście – zamiast czerwonego i zielonego pamperka jest piktogram obiektu np Edificio Copan – ciekawy pomysł dla turystów poszukujących najciekawszych miejsc w mieście.

auditorio1

Na koniec naszego wpisu z Sao Paolo parę słów o faweli, której tak bardzo każdy z nas się bał, a która okazała się bezpiecznym miejscem, bezpieczniejszym niż centrum miasta gdzie każdy kurczowo trzymał się swoich rzeczy. Na faweli owszem mieszkają biedniejsi ludzie, ale niestety w tak wielkim mieście tą biedę widać na każdym kroku, a tu przynajmniej każdy ma swój dom, który wybudował najczęściej sam według sobie tylko znanego projektu. Beatriz pracuje, uczy się, świetnie rozmawia po angielsku, zresztą podobnie jak jej brat i bratowa.

Ostatniego wieczora u Beatriz skosztowaliśmy brazylijskich smaków: napiliśmy się Carpirinhi, zjedliśmy kuleczki z serem i popiliśmy sok z trawy cukrowej (strasznie słodki) po czym zapytaliśmy czy możemy wejść na dach jej domu aby zobaczyć fawelę w całej okazałości. Po chwili byliśmy na miejscu i obserwowaliśmy tysiące domów wkomponowanych na faliście ukształtowanym terenie – wrażenie niesamowite. Z Elą nie mogłyśmy odpuścić sobie wschodu słońca i dzisiejszego ranka ponownie obserwowałyśmy fawelę – tym razem jak budzi się do życia.

fawela2

Kasia & Łukasz