Palec obskurwialec…

Po 35 godzinach podróży trochę zmęczeni spędzamy senne, deszczowe popołudnie w Madrycie przy piwku oczywiście;) W Wawie spotkaliśmy się jeszcze z Czarunią, Anią i Woodim z  którymi bardzo miło i pracowicie spędziliśmy trochę czasu;) oni ostatni pożegnali nas na ziemi ojczystej. Rewelacyjne spotkanie super, że tak udało nam się zgrać:) Przed nami jeszcze 12-sto godzinny lotu do Sao Paulo. Pyrki dzielnie zwiedzają piękną stolice, ja spasowałam, a mój kochany mąż został ze mną:) Nie wiem co go skusiło czas ze mną czy zimne piwko;) Otóż rzecz się stała straszna… w wyniku ubocznych skutków kuracji kurzajkowej powstał ogromny siny pęcherz, który nieco utrudnia mi życie w podróży…ale co robić do wesele się zagoi..pytanie którego…Tym czasem relaksujemy się po małej przeprawie z Iberią.W sumie jak wiecie, kolejnej…tym razem nie chcieli nas odprawić ponieważ nie miałam przy sobie swojej karty, którą bukowaliśmy loty, a karta była na moje stare nazwisko…Na szczęście ogarnęliśmy sytuację, ale stresu trochę było..morał z tego taki, że w iberi wszystko może się zdarzyć i trzeba być przygotowanym na wszelkie przeciwności losu. Salut amigos ¡Hasta luego!

Ela&Kamil